Jednym z wielu radomskich chłopów walczących o niepodległość Polski był Stanisław Romanowski urodzony w Goryniu a gospodarujący we wsi Płasków koło Jedlińska.
Stanisław Romanowski (1893-1964) urodził się w Goryniu, wykształcenie uzyskał w tajnej szkole prowadzonej przez miejscowego organistę; podczas I wojny swiatowej walczył w wojsku rosyjskim, a później w II korpusie polskim gen. Józefa Hallera; przebywał w niewoli niemieckiej; po powrocie z niewoli osiadł we wsi Płasków, gdzie prowadził wzorową pasiekę; przed II wojną światową napisał pamiętnik; w latach dziewiędziesiątych jedną z ulic Radomia nazwano imieniem S. Romanowskiego.
Fragment pamiętnika ( pamietni został wydany drukiem przez Stanisława Zielińskiego w 1986 roku: "Młodzież, kultura, wieś. Zeszyty badawcze", t.8, rok 1986, s. 183-226):
"Komitet, który wtenczas rządził więcej od dowódców, przydzielił mnie do okołodka za nadzorczego chorych. W tym okołodku dopiero naprawdę odpocząłem po całej wojnie. Miałem dobre wyspanie, czystą pościel i bieliznę, życie wyborowe. Nie brakowało mi mięsa i wina. Czas uciekał. W październiku nastąpiła zawieszenie broni, a w dniu 7 listopada przyszedł na front pierwszy osobowy pociąg, który sprawił ogromną radość, zwiastując bliski koniec wojny, tej nędzy ludzkiej. O jakże się każdy radował, że ma być koniec wojny, że się wyrwie z tej przeklętej paszczęki, że powróci do domu, da upragnionej rodziny, do żony i dzieci.
10 grudnia zniesiono zwanie oficerów, co dla żołnierzy sprawiło ogromną ulgę, ba przed tym każdy oficer miał inne zwanie, inna należała się jemu cześć. Po tym zniesieniu wszystkim jednakowy tytuł, jednakowa cześć, na przykład gospodin praporszczik, gospodin pałkownik, gospodin gienierał. Dla sałdatów była ta ogromna ulga. Nowe rosyjskie prawitielstwo z Kiereńskim na czele zniosło te wszystkie przywileje. Nie podobała się to wszystkim dostojnikom i dygnitarzom. Kapitan drugiej baterii przy ogłaszaniu tego rozkazu płakał, że mu zabrano wolność, a dana ją narodowi pracy.
Ta wolność zataczała coraz szersze kręgi i doszła da tego, że 17-letni wyrostek zrywał pagony generałowi. Nie będę się dużo rozpisywał. Wspomnę tylko, że oficerowie musieli jeść z jednego, kotła razem z sołdatami, toteż uciekali z pozycji jak szczury. Nasz pułkownik Tałkużkin zostawił 5 własnych koni i powóz i zwiał. Dowództwa obejmowały komitety. Pod koniec 1917 roku zaczęli uciekać i sołdaty. Każdy wyszykował sobie dwa worki różnych rzeczy, kij i wołał: "Pójdiom bratcy domoj, dałoj z wojnoj!" Inwentarz wojenny, żywy i martwy rzucano na pastwę losu. Zbierały się partie i ciągnęły w stronę granicy ku Rosji. Była to istna plaga dla Rumunów. Bandy te rabowały wsie, brały przeważnie żywność: chleb, bydło, owce i świnie a także i drób. Bili i gotowali po drodze, robili zapasy w dalszą podróż. Rumuni nie mogli dać temu rady, aż dopiero utworzyli nad granicą linie bojowe. nad samą rzeką Prutem. W ten sposób stawili opór tym bandom i wszystko im zabierano czy kto, miał na plecach w worku, czy wiózł na wozie. Musiał to zostawić i iść za granicę w jednym odzieniu, które mu niezbędnie było potrzebne.
My, Polacy, rozrzuceni na terytorium rumuńskim, nie mogliśmy w ten sposób wychodzić z Rumunii, żeby nie splamić imienia polskiego. Rzucono hasła, żeby zorganizować się w jeden korpus i w szyku wojskowym iść. Ba w pojedynkę ryzykowne było udawać się, boć na każdym kroku mogła spotkać śmierć. Na czele tej organizacji stanął pułkownik Jastrzębski. Kiedy wydano wezwanie i wskazano miejsce zbornego punktu w mieście Romanie, Polacy zlatali się ze wszystkich stron. Ażeby jak najwięcej sprowadzić sprzętu wojskowego, dla nowo powstających oddziałów polskich, zlatali się ze wszystkim uzbrojeniem, jakie mogli pozająć. Mieliśmy nadzieję, że z tym powrócimy do Polski.
ROK 1918
Rok ten w dziejach wojny europejskiej jest historycznym, bo jest rokiem jej ukończenia. 2 stycznia wstąpiłem do Legionów w mieście Romanie, do II korpusu wraz z porucznikiem Niesterowiczem. Do tego miasta zbierała się wszystka brać Polaków, by stworzyć jak największą siłę zbrojną polskich oddziałów. Zbierano wszystkie wojenne rzeczy i gromadzono zapasy żywności. Zabieraliśmy od ruskich konie, wozy, armaty i wszelkiego rodzaju broń. Jeżeli nie można było im dobrowolnie wziąć dniem, tośmy zabierali nocą z narażeniem się na śmierć. Gdy już wszystko było zgromadzone, wtenczas dowódcy wystarali się, u króla rumuńskiego Karola Ferdynanda, żeby polskie oddziały ze swego kraju wypuścił z bronią. Król uczynił zadość żądaniom Polaków i dał rozporządzenie, żebyśmy. swbodnie mogli podróżować przez Rumunię ku granicy Rosji.
18 stycznia ruszyliśmy w podróż z miasta Romana. Jak to była radość i duma, że pod swoim sztandarem i flagą ciągnął zarodek polskiego wojska. Ta mała armia polska zajmowała trzykilometrową długość szosy. Najpierw jechało 200 ułanów, potem szła piechota, kulomioty, artyleria 6 armat, rezerwa i obozy. 3 lutego przejechaliśmy granicę rumuńsko-rosyjską. Zatrzymaliśmy się w mieście Skulany. 4 lutego przejeżdżaliśmy dużą wieś Albiniec, 5 lutego wieś Kejnarwierki Stare, 8 lutego przyjechaliśmy do miasta Soroki. 11 lutego wstąpiłem do ciężkiej artylerii, do 2 dywizjonu i poszedłem do wsi Chrystian. Miasto Soroki było zbornym punktem dla wszystkich oddziałów, które się zawiązały w Rumunii i na Ukrainie, toteż w okolicy było widać masę. wojska polskiego. Tutaj tworzył się 1 i 2 korpus wojskowy, mój był drugi.
W nocy z 21 na 22 lutego przeprawiał się cały korpus na promach przez rzekę Dniestr. Rzeka ta płynie bardzo wartkim biegiem. Do tego jeszcze walił ogromny śryz lodowy. Przeprawa była bardzo trudna i groziło nam wielkie niebezpieczeństwo. Wypadków, dzięki Bogu, żadnych nie było. Utopiła się jedna krowa. Po ukończonej przeprawie ukazał się naraz wojskowy patrol niemiecki, gdyż Niemcy podciągnęli swoje siły. celem rozbrojenia nas, bo im się nasza organizacja nie podobała i musieli się z nami liczyć. Wojsko nasze zatrzymało wieś Jankolew. Tutaj widziałem robotę bolszewików, którzy rozbili dwór. Z bogatego dworu sterczały tylko mury. Żywa dusza się tu nie nachodziła.
28 lutego dywizjon zatrzymał się we wsi Wierzba Stara, 1 marca wieś Słoboda, 2 marca wieś Ługi Stare, 3 marca wieś Wierzba, 5 marca Kiwerce i Ołgopolsk. Tutaj stały dwie gorzelnie. Wszystkie wojska przejeżdżające miały wódki pod dostatkiem. Z tej pijatyki żołnierskiej nie było nic dobrego. 13 marca wieś Piatkówka, w której widziałem śmieszne ubiory u kobiet. Miały one długie koszule, nisko wyszywane kiecki i krótkie zapaski, a kożuszki niżej bioder. Wyglądało to naprawdę śmiesznie. 15 przejeżdżałem rzekę Boh i wieś Borki, 16 wieś Zapole, 17 wieś Tomaszówkę.
Zbliżały :się święta wielkanocne. W Wielką Sobotę rano wydano nam po 2 jajka i po kawałku białego chleba. Takie było święcone na Wielką Niedzielę. Zaraz zjadłem jedno jajko i chleb, bo drugie było śmierdzące. Tego dnia zrobiliśmy 40 kilometrów drogi przy silnym wietrze i śnieżycy. W Wielką Niedzielę zamiast iść do kościoła na rezurekcję, musiałem jechać trzema wozami do dworskiej sterty po słomę dla koni. A gdy sobie przypomniałem, że to jest Wielkanoc, to naprawdę same łzy mi leciały do oczu. Kiej się skończy ta poniewierka i kiej wrócę do domu, by się zobaczyć z rodziną i żeby odpocząć po tej wojnie, po tej piekielnej muzyce?!
1 kwietnia odbył się przegląd artylerii przez generała Hallera. Było to we wsi Czerpawody. Tutaj spotkałem kolegów, z którymi ćwiczyłem się w mieście Griacku. Generał Hal1er objął dowództwo nad całym korpusem drugim. Był to generał wojsk austriackich, który dowiedział się o formacji wojsk polskich z armii rosyjskiej. Również i on jako Polak, będąc w armii austriackiej jako brygadier, z częścią powierzonych mu legionów przedarł się przez okopy i połączył się z nami. Nad całym wojskiem objął dowództwo.
7 kwietnia przejeżdżaliśmy przez miasto Humań. W mieście tym byli Niemcy, ale nie śmieli nas czepiać, bo było ich niewielu. Przejeżdżaliśmy wieś Bojke. 11 kwietnia miasto Boki, 16 miasto Bolesław i wieś Masłówkę. W tej wsi dywizjon zatrzymał się na kilkanaście dni postoju. 10 maja ki1ku oficerów niemieckich przyjechało samochodem do generała Hallera, żeby dobrowolnie złożył broń. On pod żadnym warunkiem broni złożyć nie chciał. 11 maja rozeszła się wieść, że Niemcy żądają od nas złożenia broni, a nas mają wywieźć na wolne roboty do Niemiec. Tegoż samego dnia przed wieczorem ten sam samochód przywiózł oficerów niemieckich. Przeprosili oni generała i powiedzieli, że był fałszywy telegram i Niemcy nie żądają złożenia broni. Niemcy użyli tego fałszywego przeproszenia, ażeby uśpić czujność w Polakach, a sami zbierali swe siły, aby nasze wojska niespodzianie napaść i rozbroić. I tak się stało.
W tym czasie otrzymałem szarżę ogniomistrza (rozkaz z dnia 19 kwietnia 1918 roku podpisali podpułkownik Gomulicki i jego adiutant porucznik Bontomi) i zajmowałem wakans w urzędzie dywizjonu. 70 koni, wozy, telefoniści, wywiadowcy, kowale, szewcy i krawiec - to wszystko było pod moim nadzorem."