Wrześniowe słoty, spadek temperatury, szybciej zapadający zmrok i ogólny nastrój melancholii po raz kolejny przypomniały nam o nieuchronnym cyklu natury ? mamy już jesień.
Wrześniowe słoty, spadek temperatury, szybciej zapadający zmrok i ogólny nastrój melancholii po raz kolejny przypomniały nam o nieuchronnym cyklu natury – mamy już jesień. Nastała pora roku, podczas której wiele czasu spędzamy w domowym zaciszu, otuleni w ciepły sweter, z gorącą herbatą w ręku. Jesienne popołudnia i wieczory od zawsze skłaniały ludzi do znalezienia jakiegoś sensowego zajęcia, pozwalającego wypełnić ten dla wielu przygnębiający czas. Jednym z ulubionych, choć dziś już raczej rzadko praktykowanych zwyczajów, jest snucie w tym czasie ciekawych opowieści. Opowiadanie historii, w których prawda przenika się z legendą, baśnią i tworząc konglomerat niesłychanych treści pobudza wyobraźnię... W tym miesiącu chciałbym opowiedzieć jedną z takich właśnie historii, w których trudno oddzielić fakty od kreacji. Jako że jednymi z ciekawszych podmiotów takich opowieści były i są kapliczki – o kapliczce też traktować będzie poniższa historia.
Bohaterką opowiadania jest kapliczka skryta w cieniu wiaduktu[i] łączącego nad torami kolejowymi ulice Żeromskiego i Lubelską w Radomiu. Jest to obiekt skromny, niepozorny, zapomniany. Przeprowadzając inwentaryzację radomskich kapliczek, figur i krzyży w 2005 roku nie zauważyłem tego obiektu od razu. Dotarłem do niego dopiero po roku, otrzymując informację o kapliczce od osoby mieszkającej w Radomiu. Obiekt zauważyć można de facto dopiero przechodząc pieszo po południowym chodniku estakady biegnącej nad linią kolejową. Nie da się go zobaczyć jadąc przez wiadukt autem. Z kolei otoczenie „naziemne” kapliczki sprawia, że nie dotrze tam raczej nikt o zdrowych zmysłach. Brak chodnika, wybujała dzika roślinność oraz brudne, ponure i odstraszające otoczenie samego wiaduktu zdecydowanie zniechęca od spacerów w tej okolicy. Jak się okazuje – zupełnie niesłusznie!
Kapliczka znajduje się obecnie za ogrodzeniem posesji prywatnej przy ul. Lubelskiej 10. Obiekt ukształtowany jest w formie wysokiego, kwadratowego w planie, murowanego prostopadłościanu, przypominającego słup. We frontowej ścianie obiektu, w dwóch trzecich jego wysokości znajduje się prostokątna, głęboka i przeszklona wnęka, która od dołu ujęta jest prostym parapetem. Identyczna wnęka ulokowana jest w tylnej ścianie cokołu, z tym, że umieszczona jest w jednej trzeciej jego wysokości. We frontowej wnęce znajduje się oszklony obrazek z wizerunkiem Chrystusa Miłosiernego, z podpisem „JEZU UFAM TOBIE”. Cokół kapliczki wieńczy wykonany z piaskowca, profilowany gzyms, na którym posadowiona jest dwuschodkowa baza dla krucyfiksu. Ten umocowany jest dodatkowo w betonowej bryle przypominającej sześcian. Krucyfiks wykonany jest z żeliwa i ozdobiony metalową pasyjką oraz tabliczką z napisem „INRI”. Kapliczka przechylona jest w prawą stronę, prawdopodobnie wskutek rozrostu korzeni pobliskiego kasztanowca. Obiekt jest murowany i otynkowany, pomalowany na szary kolor. Wymiary podstawy kapliczki wynoszą 50 x 50 cm, a całkowita jego wysokość to 3,5 m[ii].
Na początku 2006 r., kiedy sporządzałem kartę ewidencyjną obiektu, kapliczka była zaniedbana, pozbawiona wszelkich obiektów kultu i wyglądająca na zapomnianą. Po rozmowie z właścicielem posesji, na której terenie stoi – p. Jackiem Ptasińskim, została wkrótce odnowiona. Obiekt został pomalowany, dodany został obrazek dewocyjny. Uporządkowano także otoczenie kapliczki. J. Ptasiński przekazał, że kapliczka była wielokrotnie dewastowana. Kilkakrotnie urywano krucyfiks wieńczący obiekt. Pierwotnie bazą krucyfiksu była kamienna kula. Obecna, sześcienna baza wykonana została przez J. Ptasińskiego. Zakupił on też i przymocował nową pasyjkę[iii]. Rozmowa z właścicielem kapliczki pozwoliła wówczas określić przybliżony czas powstania obiektu. Z jego relacji wynikało, że obiekt wybudowany został w okresie międzywojennym, około 1928 r. Taka też informacja została zapisana w karcie ewidencyjnej[iv].
Po kilku latach udało dotrzeć się do źródła, które rzuciło zupełnie inne, nowe światło na genezę kapliczki skrytej w cieniu wiaduktu przy ul. Lubelskiej. W kronice parafialnej kościoła p.w. Opieki N.M.P. W Radomiu (dzisiejszej katedry), znajduje się niezwykle ciekawy i cenny „rozdział” zatytułowany „Krzyże na terenie parafii Op. N. M. P.”. Jest to kilkustronicowy opis obiektów małej architektury sakralnej, sporządzony w 1953 r., najprawdopodobniej przez ówczesnego proboszcza mariackiego ks. Jana Wiącka (1900–1973)[v]. Opis ów okraszony jest cennymi fotografiami i dotyczy terenu parafii z połowy XX w., więc znajdziemy tu informacje o obiektach nie tylko z samego Radomia, ale także np. z terenu wsi Małęczyn. Odnośnie do interesującej nas kapliczki ks. Wiącek zapisał:
„Przy ul. Lubelskiej 8 stoi murowany krzyż – kapliczka – pobielony wapnem. Wystawił go w roku 1865 Stanik, chcąc tą ofiarą Boga uprosić o błogosławieństwo w dzieciach, gdyż mu umierały. Po dzisiejszy dzień dom Staników jest pełen dzieci”[vi].
W kronice umieszczona jest także fotografia kapliczki, na której widać, że obiekt już przed ponad 60 laty był przekrzywiony. Widzimy ponadto jak wyglądała owa pierwotna, kulista baza krucyfiksu, a także krata zamykającą wnękę kapliczki. Nie widać niestety co znajdowało się wewnątrz niszy dewocyjnej.
Krótka informacja z kroniki przeniosła dotychczas przypuszczany czas powstania kapliczki o ponad pół wieku wstecz – w czasy niewoli zaborów. Ukazała też pewną szczególną, choć w dawnych czasach dość często spotykaną, intencję powstania kapliczki. Jej fundatorzy – rodzina Staników poprzez wybudowanie kapliczki chcieli wybłagać u Boga błogosławieństwo w rodzicielstwie. Pragnęli prosić o narodziny i szczęśliwe wychowanie potomstwa. Znając realia sanitarne oraz poziom życia tamtych czasów łatwo można sobie wyobrazić, jak niełatwym zadaniem było wówczas bezproblemowe odchowanie dzieci. Krótka relacja z kroniki daje ponadto świadectwo wysłuchania próśb Staników. Jak zapisał mariacki proboszcz niemalże 100 lat po wzniesieniu kapliczki – dom rodziny fundatorów przez kolejne pokolenia pełen był dzieci. Zatrzymując się nad prawdziwością zapisu kronikarskiego, powiedzieć trzeba, że proboszcz Wiącek informacje o kapliczce uzyskał zapewne z pierwszej ręki – czyli od potomków fundatorów. Zastanawiać można się jedynie nad tym, czy przekazywana z pokolenia na pokolenie ich rodzinna pamięć o dziejach obiektu była precyzyjna i w pełni odzwierciedlająca prawdę?
Kolejne, odmienne od dotychczas ustalonych, informacje dotyczące losów kapliczki z ul. Lubelskiej wypłynęły na światło dzienne w październiku 2012 r. Wówczas do redakcji radomskiej „Gazety Wyborczej” wpłynął list obawiającego się o stan kapliczki Stanisława Prażmowskiego. W swym liście, oprócz zatroskania o zapomnianą i zaniedbaną kapliczkę autor snuje też dywagacje dotyczące genezy obiektu:
„Być może postawiono ją, kiedy oddano do użytku trakt kolejowy Warszawa-Radom-Kraków. Niewykluczone, że mogła tu pojawić się jeszcze wcześniej, kiedy droga żelazna łączyła Radom z Dęblinem i dalej Warszawą. Zapewne strzec miała przejeżdżających i przechodzących przez tory kolejowe. Dziś stoi niemal w zupełnym zapomnieniu. Kiedyś widziałem tam staruszkę, która w słoiczku z wodą ustawiła bukiecik kwiatów, chyba z pobliskiego ogródka. Wzruszające i smutne zarazem... Być może konserwator zabytków w Radomiu i ten niewielki, ale drogi obiekt sakralny ocali od zniszczenia i ostatecznego zapomnienia”[vii].
Jak widać przypuszczenia S. Prażmowskiego o genezie kapliczki związanej z linią kolejową – w kontekście zapisu z kroniki parafii mariackiej – są dalekie od prawdy. Jeśli przyjąć za pewnik, że kapliczka powstała w 1865 r. - budowa linii kolejowej nie była nawet w planach. Kapliczka zaś znajdowała się przy szosie lubelskiej, za granicą ówczesnego Radomia - na gruntach wsi Dzierzków. Warto zauważyć, że rok powstania kapliczki to czas tuż po powstaniu styczniowym i uwłaszczeniu chłopów. Ziemią obdarowany został zapewne także fundator kapliczki Stanik. Czy mogło to mieć jakikolwiek wpływ na powstanie opisywanego obiektu...?
Przypuszczenia S. Prażmowskiego co do genezy kapliczki uznać można za nietrafione, ale faktem jest, że obiekt zupełnie nowego znaczenia i funkcji nabrał właśnie wraz z powstaniem tuż przy nim „drogi żelaznej iwanogrodzko-dąbrowskiej” w 1885 r. Kapliczka stanowiła przez wiele lat swoisty drogowskaz dla ludzi pokonujących tory, czy to osób korzystających z pojazdów kołowych, czy też pieszych. Aż do przełomu lat 70. i 80. XX w., kiedy to wybudowano nad torami estakadę, w ciągu ulic Żeromskiego i Lubelskiej znajdował się zwykły przejazd kolejowy. Początkowo zapewne niestrzeżony, później zabezpieczony szlabanami. Można sobie tylko wyobrazić świadkiem jak wielu ludzkich dramatów, związanych ze śmiercią na torach, była przez dziesięciolecia opisywana kapliczka...
Co ciekawe kapliczka fundacji Staników nie jest jedynym małym obiektem sakralnym, znajdującym się „w cieniu” wiaduktu. Na zachód od kapliczki, nieco bliżej torów, stoi jeszcze wiekowy, nie mniej intrygujący, drewniany krzyż, ozdobiony niewielką kapliczką szafkową. Krzyż ten również może posiadać XIX-wieczny rodowód, o czym przekonuje zapis we wspominanej już kronice dzisiejszej katedry:
„Tuż za przejazdem kolejowym lubelskim po prawej stronie stoi drewniany, próchniejący już krzyż. Data i okoliczność postawienia go nieznane”[viii].
Wracając jeszcze do artykułu z radomskiej „Gazety Wyborczej” wypada ponownie oddać głos obecnemu właścicielowi kapliczki – Jackowi Ptasińskiemu, do którego dotarła reporterka gazety. Jak czytamy w artykule autorstwa Małgorzaty Rusek właściciel kapliczki podał kolejną – odmienną od tej przekazanej piszącemu te słowa w 2006 r., ale także od tej zapisanej przez ks. Wiącka, genezę powstania kapliczki. Poinformował, że:
„Jej pochodzenie związane jest z dziejami mojej rodziny. Mój przodek ufundował ją w podziękowaniu za ocalenie, po tym, gdy udało mu się uciec z zesłania”[ix].
Ile może być prawdy w tym dość enigmatycznym wyznaniu? Z czym związane było owo zesłanie – czy chodzi o powstanie styczniowe, czy może rewolucję 1905 roku? Czy istnieją jakiekolwiek dowody potwierdzające taki fakt z dziejów rodziny obecnego właściciela kapliczki? I wreszcie, czy jest on potomkiem owego Stanika, któremu umierały dzieci, i czy może on być tożsamy z przodkiem J. Ptasińskiego, szczęśliwie ocalonym z zesłania? Na obecną chwilę pytania te pozostają bez odpowiedzi. Hipoteza pozwalająca wiązać korzenie kapliczki z ul. Lubelskiej z powstaniem styczniowym jest mocno niepewna[x], ale niewątpliwie ciekawa i jako taka została już wykorzystana przez piszącego te słowa w związku z opisem obiektów małej architektury sakralnej Radomia związanych ze zrywem lat 1863-1864[xi]. Nie jest to zresztą jedyna w Radomiu kapliczka, której romantycznej genezy okoliczni mieszkańcy upatrują w czasach powstania. Ale to już historia na inne, następne jesienne bajania...
[i] Konstrukcja wiaduktu sprawia, że bardziej właściwym określeniem dla tego obiektu inżynierii lądowej jest estakada. Porównaj: P. Puton, Wiadukt. (Ulice, skwery, zaułki...), „Królowa Świata”, 2014, nr 11. s. 21.
[ii] P. Puton, Karty ewidencyjne murowanych kapliczek, figur i krzyży: Kapliczka, ul. Lubelska 10/ Wiadukt. Karta A-014, Radom 2006, Archiwum Społecznego Komitetu Ratowania Zabytków Radomia.
[iii] Informacje uzyskane od Jacka Ptasińskiego w 2006 r.
[iv] Porównaj: P. Puton, Karty ewidencyjne...
[v] Ks. Jan Wiącek proboszczem parafii mariackiej był zaledwie 2 lata (1953-1954). Tym cenniejsza wydaje się jego opracowanie dokumentujące parafialne kapliczki, figury i krzyże.
[vi] Krzyże na terenie parafii Op. N. M. P., w: Kronika Parafii katedralnej Opieki N.M.P. Radom. 1938 – 1988 [T. 1], s. 166. Rękopis w archiwum Parafii katedralnej pw. Opieki Najświętszej Maryi Panny w Radomiu.
[vii] M. Rusek, Uratujmy kapliczkę, „Gazeta Wyborcza Radom”, 2012, Nr 260, s. 24.
[viii] Krzyże na terenie parafii..., s. 165. Najprawdopodobniej to ten krzyż zaznaczony jest na „Odręcznym Planie Wielkiego Miasta Radomia wraz z przyłączonymi doń przedmieściami Obozisko, Oświęcim, Dzierzków, Glinice, Prędocinek, Ustronie, Młodzianów, Marjackei, Borki, Zamłynie, Kaptur sporządzonym podług zdjęć dokonanych z natury przez Józefa Orzechowskiego geometrę miejskiego w 1925 roku”, przy czym obiekt ulokowany jest po „miejskiej” stronie przejazdu i po przeciwległej stronie ulicy.
[ix] M. Rusek, Uratujmy...
[x] Porównaj np.: J. Hall, Radomskie miejsca pamięci Powstania Styczniowego, „Radomir”, 1988, Nr 1, s. 46-53; „Wczoraj i dziś Radomia”, 2000, Nr 1, s. 20-27.
[xi] P. Puton, Śladami radomskich pomników Powstania Styczniowego, „Głos Mariacki”, 2013, Nr 2, s. 19-22.