Malarz z Jelanki
Zdzisław Jeruzal urodził się 9 czerwca 1935 roku w Jelance koło Rzeczniowa. Korzenie rodowe jego rodziców sięgają jednak Litwy, a ciotka Zdzisława, wywodząca się ze szlachty zagrodowej, pozostając w służbie Sanguszków tzw. linii kowelskiej, przybyła na Mazowsze, gdy Sanguszkowie nabyli 200 mórg ziemi w okolicach Rzeczniowa. Tak wynika z dotychczasowych ustaleń pana Jeruzala, który, zaintrygowany rzadkim brzmieniem nazwiska, rozpoczął badania genealogiczne. Jego rodzice osiedli w Jelance i zajmowali się uprawą roli, tak więc Zdzisław Jeruzal przypisuje sobie pochodzenie rolnicze. Jeśli zaś chodzi o artystyczne talenty w rodzinie – wskazuje Władysława Gruszczyńskiego, swego ciotecznego brata, ludowego rzeźbiarza działającego dziś w Radomiu.
On sam „od dziecka” uważany był za uzdolnionego plastycznie, powierzano mu więc różne wymagające tego daru role. Wspomina, że w latach tuż powojennych opiekował się grobami poległych na cmentarzu w Rzeczniowie, odnawiał napisy, dekorował. Służąc w wojskowej jednostce w Legionowie – został dekoratorem w klubie oficerskim i dobrze wspomina lata tej służby. Wtedy też namalował swój pierwszy obraz. Było to w 1956 roku na poligonie w Dębie, gdzie na ćwiczeniach spotkał absolwenta Akademii Sztuk Pięknych. „On coś malował. Wziąłem jego płótno i dokończyłem” – wspomina. Koledzy mieli orzec, że wersja Zdzisława podoba im się dużo bardziej… Potem malował dla przyjemności w wolnych chwilach, choć za wiele ich nie miał. Po wojsku, w 1957 roku osiadł na Śląsku skuszony górniczą profesją i podjął pracę w dziś już nieistniejącej kopalni „Walenty Wawel” w Rudzie Śląskiej. W tych latach ożenił się z członkinią Zespołu Pieśni i Tańca „Śląsk”, a następnie młodzi przeprowadzili się do Zabrza, gdzie przyszedł na świat ich jedyny syn (a niedawno odbyły się chrzciny drugiego wnuka…). Dwa lata spędzone w Zabrzu to czas nowego doświadczenia artystycznego pana Zdzisława, który zajmował się rysowaniem kart świątecznych i ich sprzedażą. „Rysowałem tuszem, piórkiem. Zysk był wielki”. Pojawiły się jednak kłopoty, bo – jak opowiada – „Śląsk był wtedy zdominowany przez mowę niemiecką i jak kto chciał na karcie coś po niemiecku, pisałem. Kiedyś zamiast Zabrze miało być Hindenburg, napisałem, a potem ktoś doniósł wyżej. No i skończyło się”.
Górniczy fach Zdzisław Jeruzal porzucił w roku 1978 i powrócił do rodzinnej Jelanki. Wtedy też na większą skalę zajął się malarstwem. Wybrał technikę olejną na płótnie. Zrazu korzystał z tradycyjnych przepisów przygotowując zaprawę do gruntowania płótna, z czasem zaczął używać zwykłej białej farby emulsyjnej. „Nie taka kłopotliwa a całkiem dobra, teraz każdy malarz tylko tak robi”. Malarstwo miało charakter na wskroś tradycyjny pod względem formalnym, kolory Jeruzal stosował żywe, kompozycje bardzo zrównoważone, pędzlem operował z wielką wprawą. Ulubionymi tematami były realistycznie i szczegółowo przedstawiane sceny z codziennego życia wsi, rzemieślnicy w swych warsztatach, sceny obrzędowe, pejzaże. Autor nie stronił także od tematów historycznych; tu np. na uwagę zasługuje niewielki portret Jana Kochanowskiego z inskrypcją przedstawiającą go jako znakomitego poetę polskiego. „Nowoczesne malarstwo to mi nie leży, jakieś tam kropki. To nie moja rola”. Jeruzal jako członek Stowarzyszenia Twórców Ludowych uczestniczył w licznych konkursach i wystawach w regionie. Wspomina o około dwudziestu dyplomach z Iłży, Rzeczniowa, Lipska, Ostrowca Świętokrzyskiego, Radomia, Kielc. Pytany o sukcesy – odpowiada krótkim: „mam masę nagród”. Te najbardziej cenione, to nagroda Urzędu Wojewódzkiego w Radomiu za całokształt twórczości, nagrody uzyskiwane w konkursach organizowanych przez Stowarzyszenie „Civitas Christiana” w Kielcach, wyróżnienia STL-u w Lublinie.
Dlaczego piszę o twórczości Zdzisława Jeruzala w czasie przeszłym? Otóż niestety od trzech lat pan Zdzisław już nie tworzy – nie pozwala mu stan zdrowia. W ciągu wielu lat malowania olejami, do których rozrzedzania tradycyjnie używał terpentyny, uczulił się na ten niestety szkodliwy preparat, potem jeszcze po przebytej operacji pogorszył mu się wzrok. „Czasem jeszcze coś drobnego spróbuję, ale nie chcę ryzykować” – orzekł.
Dziś malarstwo pana Zdzisława można oglądać w Muzeum Historyczno-Archeologicznym w Ostrowcu Świętokrzyskim, gdzie, jak twierdzi, jest najwięcej jego obrazów, w Muzeum Wsi Radomskiej, w STL-u w Lublinie, w Muzeum Podlaskim w Białymstoku. Ponadto wiele prac trafiło do kolekcji prywatnych, również za granicą – i to odległą: w Melbourne w Australii, w Argentynie oraz w Republice Południowej Afryki.
Następcy pan Zdzisław nie ma, syn talentu nie odziedziczył, wnuki jeszcze są za małe. Nie słyszał także o innych artystach w okolicy – oprócz „młodego człowieka, który ma stryja w Rzeczniowie i miał wystawę, podobnie jak ja realistycznie malował – ale teraz uczy się na księdza”.