Plecionkarz z Borka
Grzegorz Gordat urodził się 17 marca 1985 roku w Kozienicach. Ukończył technikum ekonomiczne w Pionkach, a następnie zdobył uprawnienia instruktorskie z wikliniarstwa po specjalistycznym kursie w Stowarzyszeniu Akademia Łucznica. Jest członkiem Stowarzyszenia Twórców Ludowych i kozienickiej Grupy Twórczej Wena. Będąc kawalerem mieszka w Borku w domku jednorodzinnym wraz z rodziną.
Zainteresował się rzemiosłem ludowym ponad osiem lat temu dzięki wujkowi, który wyplatał tradycyjne kosze z wikliny. Wuj swe umiejętności zdobył na drodze klasycznego przekazu od starszych pokoleń. Podobne zdolności były w Borku pospolite w każdym gospodarstwie, gdyż miejscowość leży nad Wisłą, której brzegi obfitują w odpowiedni materiał wiklinowy. Wujek wytwarzał jeden wzór kosza bardzo rozpowszechniony w okolicy. Posiada on jedną ścianę płaską wyposażoną w pałąk umożliwiający powieszenie na ścianie.
Pan Grzegorz początkowo obserwował pracę wuja, dostarczając mu wiklinowe pręty znad rzeki. Zaniedługo już sam spróbował swych sił naśladując swego nauczyciela, który pomagał i udzielał cennych porad. Rzemiosło zafascynowało chłopaka do tego stopnia, że rozpoczął terenowe poszukiwania wzorów i sposobów stosowanych w wikliniarstwie. W efekcie przykładowo doszedł do wniosku, że na obszarze od Dęblina do Janowca, forma jego pierwszego kosza (opałki z płaską ścianą) jest wykonywana kilkoma rodzajami technik. Rozwijał swe pasje wykonując różnokształtne modele. Starał się jednak powielać wzory tradycyjne zamiast tworzyć nowatorską galanterię. Równolegle zainteresował się rzeźbą, jednak zrezygnował z pracy nad drewnem, gdyż wolał całkowicie skoncentrować się wiklinie.
W końcu postanowił zapisać się na kurs w Łucznicy, po którym mógł zostać instruktorem i animatorem kultury. Zapoznał tam wielu doświadczonych wikliniarzy posiadających szeroką wiedzę na temat dawnego rzemiosła. Po zakończeniu kursu nawiązał kontakt z miejskim domem kultury w Dęblinie, który zainteresował się jego umiejętnościami. Dzięki temu Pan Grzegorz od dwóch lat prowadzi tam zajęcia przewodząc sekcji wikliniarskiej. Twierdzi, że „przez jego ręce przewinęło się” około dwieście osób, z których w pracowni pozostało kilkanaście miłośników wikliny tworzących stałą grupę twórców. W domu kultury z wiosną rusza kurs dla początkujących, natomiast latem odbywają się warsztaty dla zaawansowanych. Na zajęciach wykonywane są plenerowe aranżacje zieleni, które upiększają teren wokół domu kultury oraz dekoracje samego budynku. Prócz tego Pan Grzegorz prowadzi „Spotkania z wikliną” dla dzieci. Niekiedy wykłada także w Łucznicy w ramach zastępstwa za któregoś z tamtejszych nauczycieli, ale obecnie coraz mocniej wiąże się z Dęblinem.
Do pracy wikliniarza niezbędne jest pozyskanie materiału. Pan Grzegorz używa kilku rodzajów surowca. Pręty należy wycinać zimową porą i przed wyplataniem poczekać tydzień lub dwa aż podwiędną. Później wykonuje się szkielet z grubszych gałązek dwu– trzyletniej wikliny i przystępuje do tworzenia osnowy i wątku. Po skończonej pracy kosz powinien być odstawiony do wyschnięcia. Czas suszenia wyrobu jest różny w zależności od materiału i otaczających warunków. Dlatego też trzeba ciągle obserwować „zachowanie wikliny”. W początkowej fazie fascynacji wikliniarstwem Pan Grzegorz był całkowicie uzależniony od przyrody, ponieważ musiał zdobywać naturalnie rosnącą wiklinę. Później posadził na swojej posesji kilka metrów różnych odmian materiału: konopiankę, purpurową i wawrzynkową. Pozwala mu to na pracę całoroczną, a nie tylko sezonową.
Konopianka jest zielonkawa i ma grubsze pręty. Nadaje się na większe kosze (na przykład piekarskie), beczki i wasągi do wozów. Jest to ulubiona wiklina Pana Grzegorza z powodu swej giętkości i łatwości z jaką poddaje się zamierzeniom rzemieślnika. Okorowana przyjmuje ładny kremowy kolor, często wykorzystywany do wyrobów galanteryjnych. Przy wszystkich zaletach, drewno konopianki niestety nie jest wysokiej jakości i łatwo pada ofiarą robactwa. Jak mówi Pan Grzegorz, purpurowa „jest kapryśna” i mniej sprężysta od konopianki. Jej drewno jest twarde i nieco kruche. Za to nie ma bocznych odrostów jak zielona, która potrafi przyjmować krzaczaste kształty. Często wykorzystuje się purpurową na galanterię. Wawrzynkowa jest rodzajem poślednim, z którego wyrabia się kosze gospodarskie, kwietniki i płotki. Używana jest jeszcze tzw. amerykańska, materiał przemysłowy przemycony w XIX wieku ze Stanów Zjednoczonych przez Polaka na statku. Wtedy istniał zakaz wywożenia tego surowca, więc nasz rodak wpadł na pomysł żeby wejść z nim na pokład w postaci wyplecionego kosza. Dzięki temu wzbogacił możliwości krajowych rzemieślników. W celu uzyskania białej czyli okorowanej wikliny należy ściąć surowiec wczesną wiosną gdy pręty puszczają pierwsze listki. Ściąga się z niej korę łącząc kilka barw i grubości, co daje bardzo estetyczny efekt.
Rzemieślnik używa kilku podstawowych narzędzi, do których należ sekator, nóż ogrodowy, różnej wielkości szydła, deska plecionkarska i stół. Musi posiadać także kocioł do parzenia zbyt twardego surowca, który wysechł podczas zimy. Sprzęt Pana Grzegorza jest wykonany z blachy o wymiarach 2 m dł., 40 cm szer. i 30 cm wys. Czas gotowania jest uzależniony głównie od długości materiału, bowiem wiklinę o dł. 1,5 m gotuje się do godziny, a pręty dochodzące do 2,2 m nawet trzy godziny. W międzyczasie należy sprawdzać czy materiał już nadaje się do wyjęcia z wody. Od pokoleń technika testowania nie zmieniła się i polega na okręcaniu pręta dookoła palca. Jeśli jest to możliwe następuje koniec parzenia.
Pan Grzegorz wszystkie wyroby wykonuje techniką żebrowo – krzyżową. Wykonuje różnego rodzaju i wielkości kosze gospodarcze, beczki zasobowe, kosze na kwiaty, koszyczki dekoracyjne i na święconkę, płoty, aranżacje zieleni, tacki na owoce, a nawet kosze służące do transportu gołębi robione na modłę francuską. Zajmuje się galanterią, ale jak sam mówi, głównie interesują go wzory tradycyjne, które niekiedy stara się unowocześniać, by dostosować się do zapotrzebowania i wymogów rynkowych.
Wyplata w domu dzieląc dostosowane ku temu pomieszczenie ze spawalniczym warsztatem ojca. Od wiosny do jesieni woli jednak pracować w cieniu na świeżym powietrzu, zimą natomiast niekiedy przesiaduje w kuchni. Wyplata kiedy tylko ma wolny czas, często dla własnej przyjemności, a poza tym lubi obdarowywać wyrobami osoby ze swej rodziny i grona przyjaciół. Początkowo więcej zajmował się tym zimą aż do wiosny, gdyż wtedy mógł pozyskać materiał. Obecnie jego marzeniem jest założenie w Borkach własnej izby twórczej, gdzie przekazywałby swoją wiedzę kolejnym naśladowcom. Chciałby bowiem żeby tradycja jego Ziemi nie zaginęła.
Pan Grzegorz z wyrobami często jeździ na wszelkiego rodzaju festyny i pokazy sztuki ludowej. Od lat bywa stałym gościem imprez odbywających się w Muzeum Wsi Radomskiej. W 2007 roku uczestniczył w kozienickim jarmarku królewskim i dniach Puszczy Kozienickiej. Współpracuje z Kozienickim Parkiem Krajobrazowym, od trzech lat jeżdżąc z jego przedstawicielami na Dni Ziemi odbywające się na Polach Mokotowskich. W tym roku zaproszono go do Janowca na I Święto Młodego Wina, gdzie przygotował kosz na trunki i prezentował pokaz wyplatania gąsiorów.
Pan Grzegorz ubolewa, że nikt nie organizuje konkursów wikliniarskich. Podejrzewa, że powodem jest negatywny stereotyp zakorzeniony wśród ludzi, którzy wikliniarstwo kojarzą jedynie z prostymi koszykami.
Mimo to ma wiele planów na przyszłość. Najbliższe z nich to udział w cepeliowskim konkursie „Pamiątka z Polski” oraz rozpoczęcie pokazów wikliniarskich dla szkół. Prócz tego w Warszawie odbywa kurs pedagogiczny w studium doskonalenia kadr pedagogicznych pod patronatem mazowieckiego kuratora oświaty. Wiklina jest życiową pasją Pana Grzegorza. Żywi on nadzieję, że dochody pochodzące z wyplatania w przyszłości staną się znaczącym środkiem jego utrzymania.