Hafciarka i koronkarka z Kozienic
Anna Dąbrowska urodziła się 26 czerwca 1961 roku w Kozienicach, w których mieszka przez całe życie. Posiada wykształcenie zawodowe, skończyła również kurs komputerowy. Ma dwóch synów. W rodzinie ze strony ojca były osoby artystycznie uzdolnione. Babcia szyła piękne kapcie dodatkowo zdobiąc je wyszywaniem. Nie dziwi więc fakt, że ludzie bardzo chętnie kupowali je na kiermaszach. Poza tym babcia była zielarką i znachorką. Od niej Pani Anna nauczyła się „stawiania baniek” i tzw. „prostowania dzieci”. Jak sam twierdzi, bańki stawia do dziś, a ostatni przypadek nastawiania dziecka miał miejsce w zeszłym roku. Jej ojciec Stanisław Grudzień jest znanym rzeźbiarzem. Kiedy miała piętnaście lat, pokazał Pani Ani i rodzeństwu swoje pierwsze dzieła wykonane z kija od szczotki. Rzeźby te są z sentymentu przechowywane w rodzinnych zbiorach na pamiątkę początków pracy twórczej taty. Ojciec nie zafascynował swych dzieci rzeźbiarstwem, ale posiadane talenty dały o sobie znać w innych formach artystycznego wyrazu.
Zamiłowanie do igły i szydła rozpoczęło się w przypadku Pani Anny pod koniec szkoły podstawowej, kiedy na pracach technicznych odbywały się zajęcia praktyczno – techniczne. Uczniowie uczyli się prawidłowego trzymania igły i podstawowych sposobów szycia. W tamtych czasach na lekcje trzeba było zakładać granatowe mundurki. Uczęszczając już do szkoły zawodowej, Pani Anna korzystając z podpowiedzi starszych osób zaczęła zdobić haftem kołnierzyki i mankiety mundurków białą nicią dla ładniejszego wyglądu. Dodatkowo w ten sposób upiększyła nie tylko swoje, ale także ubrania koleżanek, które szybko zauważyły i doceniły jej zdolności. Działania uczennicy pochwalali również sami nauczyciele, gdyż mundurki wyglądały estetyczniej i weselej nie tracąc przy tym swojej powagi. Dziewczyna robiła to w ramach koleżeńskiej przysługi i zaprezentowania umiejętności. Wtedy była to forma nieodpłatnej i dorywczej zabawy. Upodobanie do haftowania Pani Ania wykorzystała również do zdobienia własnej odzieży codziennej pokrywając kołnierzyki i mankiety motywami roślinnymi; kwiatami i gałązkami.
Po ukończeniu szkoły Pani Anna założyła rodzinę i zajęła się pracą. W konsekwencji na dłuższy czas zarzuciła swoje hobby, aż do momentu narodzin syna. Było to w 1983 roku, w czasach kryzysu w Polsce. Pojawiły się trudności w zdobyciu dziecięcych ubranek, skutkiem czego Pani Anna została zmuszona do odświeżenia swych zdolności. Robiła na drutach sweterki i czapeczki nie tylko dla swego syna, ale też dla najbliższej rodziny. Po odchowaniu dziecka znów nastąpił czas zastoju. Dopiero po śmierci męża w 1995 roku powróciła do szydła i igły. Od tamtego czasu wyszywanie już na stałe zagościło w jej życiu, stając się lekarstwem na przykre wspomnienia. Pani Anna twierdzi, że haftowania jest zajęciem „na ręce i na głowę”, bo wykonując je trzeba maksymalnie skupić się na każdym ruchu szydła czy igły, a nawet nie da się myśleć o niczym innym. Poza tym to zajęcie oryginalne, bo mało kto się nim zajmuje.
W tamtym okresie „wpadła jej w ręce” zachwycająca praca przedstawiająca zimowy pejzaż. Była wykonana haftem krzyżykowym. Pani Ania zapragnęła rozwijać się również w tym kierunku, czego efektem jest wiele jej dzieł wytworzonych tą techniką. Pasuje ona do wszystkich wzorów, a używając jej dobrze rozprowadza się wszelkie cienie. Dlatego doskonale nadaje się do tworzenia pejzaży, kwiatów, ale za jej pomocą można oddawać także takie tematy jak zwierzęta. Pani Ania stosuje również haft płaski wykonując nim kompozycje kwiatowe, serwety z kłosami zbóż oraz bieżniki z motywami sakralnymi. Kilka lat temu grupa hafciarek zorganizowała kurs haftu richelieu. Jedna z nich, która opanowała tą umiejętność, objaśniała tajniki owej metody. Polega ona na wyszywaniu i obrębianiu wzoru, a następnie na wycinaniu od spodu niepotrzebnych elementów. Pozostałe części są ozdobnie łączone nicią, co pięknie prezentuje się w przypadku serwetek. Przy okazji, Pani Ania podkreśla jak ważny jest kontakt z innymi twórcami. W 1998 roku na jednej z imprez odbywających się w Muzeum Wsi Radomskiej poznała grupę hafciarek. Mogła przyjrzeć się ich pracom i porozmawiać, zdobywając tym samym doświadczenie i wiedzę skąd czerpać wzory i nabywać materiały. Pani Ania wykonuje także wypustki upiększające kuchenne półki. W tym celu używa grubszych nici bawełnianych lub kordonka tworząc kolorowe dzieła. W jej repertuarze nie brakuje również koronek, od których zaczęła się artystyczna przygoda. W tym przypadku dobór surowca jest zależny od wybranego wzoru, ponieważ bawełny używa się do form grubszych, natomiast do najdelikatniejszych nawet nici jedwabnych. Koronkę stosuje się do wytwarzania części ubrań, bieżników oraz owalnych i okrągłych serwet.
Początkowo Pani Anna odtwarzała stare znalezione w domu serwetki. W latach ’70-tych zainteresowani nabywali w kioskach folderki składające się z obwoluty i zamieszczonych w środku kilkunastu kart prezentujących wzory haftu i koronek. Obecnie Pani Ania cały czas stara się stosować nowe wzory i nie powtarzać raz wykonanych form, gdyż jest ciekawa wciąż nieznanych motywów. Pomysły czerpie z fachowych gazet i książek dostępnych w kioskach, księgarniach i bibliotekach.
Praca zwykle zaczyna się od wybrania pożądanej formy i doboru odpowiedniej kanwy, czyli materiału z różnym rozstawem dziurek. Przy większej gęstości oczek powstają mniejsze krzyżyki
i bardziej szczegółowe wzory. Dawniej, kiedy istniał ciągły deficyt towarów, sytuacja była odwrotna. To od zdobytego rodzaju nici zależał wybór formy dzieła. Często dostawa do sklepu składała się z jednego koloru o różnych odcieniach, ale „brało się to co było”. Tyczyło się to także kanwy nabywanej w sklepach z materiałami. Dlatego też hafciarki, by tworzyć musiały często wymieniać się między sobą zorganizowanymi artykułami. Z czasem minęły kłopoty w punktach zaopatrzenia, a surowce stały się łatwo dostępne i różnorodne. W wyrobu swych dzieł Pani Ania używa zależnie od wzoru różnej wielkości szydeł, drutów stosowanych do wełny, jednej sprawdzonej igły i materiału.
Jej warsztat pracy to sporej wielkości łubianka z wikliny, w której trzyma wszystkie nici i narzędzia pracy. Otrzymała ją w darze w celu ułatwienia rzemiosła. Latem lubi pracować na balkonie. Jest dobrze nasłoneczniony i nie ma tam przeciągów, a poza tym ma ładny, wyciszający widok na stadninę koni i galerię. Zimą wyszywa w pokoju na ulubionej kanapie. Swej pasji poświęca każdą wolną chwilę kiedy załatwi wszystkie sprawy i zrobi porządki w domu, jak sama mówi, „kiedy ma już wolną głowę”. Lubi obdarowywać swymi dziełami krąg rodziny i znajomych. Wyszywaniem zainteresowała swoją mamę kiedy na urodziny podarowała jej haft przedstawiający słoneczniki w wazonie. Swe umiejętności przekazała też siostrze mamy oraz swej chrześnicy, którą urzekły ciepłe barwy zawarte
w pejzażu jesieni.
Choć wyszywanie sprawia jej wiele radości, staje się priorytetem dopiero w momencie przygotowań na wystawę lub konkurs. Prace Pani Anny można było podziwiać na wystawie indywidualnej
w 2006 roku w Kozienicach. W tym samym roku z okazji 450-lecia miasta Kozienice, artystka została odznaczona medalem honorowym z całokształt twórczości.
Poza tym jej dzieła były częścią kilkunastu ekspozycji zbiorowych, z których pierwsza miała miejsce w 2002 roku w Kozienicach. Zorganizowało ją Towarzystwo Miłośników Ziemi Kozienickiej w miejscowej bibliotece publicznej. W 2005 roku brała udział w II Festiwalu Przedmiotów Artystycznych w Poznaniu, reprezentując twórców regionu radomskiego. Prócz tego swe prace wystawiała w Magnuszewie, Zwoleniu, Pionkach. W 2004 roku otrzymała wyróżnienie w kozienickim konkursie zatytułowanym „Obrzędy i zwyczaje wielkanocne” zorganizowanym przez Stowarzyszenie Twórców Ludowych. Przedstawiła tam hafty zająca pchającego taczki wypełnione jajkami oraz jaja z kurczętami. Pani Anna pracuje w kafejce internetowej, ale dzięki swemu hobby może dorobić, głównie na kiermaszach. Zgłaszają się też do niej prywatne osoby, które dowiedziały się o jej zdolnościach od znajomych lub miały możliwość obejrzeć prace zgromadzone w kozienickiej galerii. Tym sposobem trzy jej dzieła znajdują się w Niemczech, a jedno w Irlandii. Jak mówi, nie potrzeba jej więcej odbiorców, bo wyszywanie jest czasochłonne i nie nadążałaby z większą ilością zamówień. Przyznaje, że niegdyś bardzo interesowało ją tkactwo warsztatowe i chciała posiadać tradycyjny warsztat. Wtedy chętnie poszłaby na odpowiedni kurs, ale nikt nie organizował w tamtym czasie podobnych szkoleń. Teraz zaś na naukę tkactwa jest już za późno, tym bardziej, że Pani Ania ma już inne plany. W październiku bowiem w Przydworzycach nastąpi otwarcie wystawy zbiorowej z udziałem jej prac.